Battlefield stał się sławny z wielu powodów. Jednym z nich było to, że pierwsza odsłona gry ukazała się na konsole… i tylko na konsole. W przypadku FPS-ów jest zjawisko bardzo rzadkie. W końcu komputerowa mysz i klawiatura zdają się być wręcz stworzone do celowania cyfrową bronią w głowy przeciwników.
Oczywiście na padzie też można pograć w strzelanki, jednak nie dziwi fakt, że większość producentów wypuszcza shootery właśnie na peceta. EA DICE postanowiło postąpić inaczej. Eksperyment się bardzo udał, gra zebrała dobre recenzje i na dobre zapisała się w pamięci gamerów jako tytuł o doskonałym trybie multiplayer. Zresztą zaleta ta stała się charakterystyczna dla całej serii, kolejne odsłony potwierdziły, że DICE wie, jak organizować rozrywkę dla wielu graczy.
Mimo tego trzecia odsłona wywołała wiele kontrowersji i zniechęciła część graczy. Głównie dzięki działaniom wydawcy EA, który zresztą nie pierwszy raz zbiera krytyczne opinie. Czym zawinił deweloper? Cóż, część kampanii marketingowej polega na pokazywaniu gameplayów, jak to zresztą zwykle bywa. Problem w tym, że grafika na filmikach prezentowała się znacznie lepiej niż ta w finalnej wersji przeznaczonej na konsole.
Do tego gracze poczuli się zawiedzeni ograniczeniami właśni w trybie multi – np. brak możliwości stawiania własnych serwerów czy stosunkowo nieduża liczba graczy na jednej mapie. Nie najlepiej funkcjonował także team chat. Wygląda na to, że wraz z Battlefield 3, EA DICE znów zwróciło się raczej w stronę pecetowców.
Wśród użytkowników komputerowym liczba zarzutów pod adresem B3 była zdecydowanie mniejsza.